Facebook

piątek, 29 stycznia 2016

Dobra zmiana


Paryski szyk po mojemu

Wokół same dobre zmiany, więc stwierdziłam, że nie będę gorsza i też kilka wprowadzę. 
Pierwsza, najbardziej rzucająca się w oczy, to oczywiście zmiana banera, a kolejna,  to nowy podtytuł bloga. Stary ("Poradnik blogowy") był po pierwsze: za mało "glamour";), po drugie: zbyt ogólnikowy, a po trzecie - nie do końca mi "leżał", bo sama mam dość sceptyczny stosunek do poradników (o czym pisałam tutaj).

Tak więc nowy podtytuł bloga to "Paryski szyk po mojemu". 
Chyba nie za bardzo muszę uzasadniać, dlaczego? Po moich dotychczasowych wpisach (nawet jeśli nie były oznaczone specjalną etykietą), widać, że jestem zagorzałą zwolenniczką paryskiego szyku, i to w dość szerokim pojęciu. Nie chodzi mi tylko o sposób ubierania się, ale i o sposób pielęgnacji, aktywności fizycznej, podejścia do diet(y), no i ogólnie - o francuskie nastawienie do życia.
Oczywiście, nie wszystkie jego aspekty jestem w stanie wprowadzić do mojej, dość prozaicznej egzystencji (raczej nie zamieszkam już w pięknej paryskiej kamienicy, nie mam możliwości codziennego celebrowania lunchu w klimatycznych knajpkach, a moje życie towarzyskie pozostawia wiele do życzenia), jednak sporo na pewno da się zrobić.


Naturalna, apteczna pielęgnacja

Już jakiś czas temu przestawiłam się na pielęgnację kosmetykami naturalnymi, o prostym składzie, bez różnych szkodliwych dodatków. Jestem fanką takich marek, jak Bania Agafii, Planeta Organica, Flos - Lek, Ziaja - i na szczęście mam w pobliżu świetnie zaopatrzoną aptekę, gdzie wszystkie te cuda są dostępne (i jeszcze o wiele więcej). Ostatnio widziałam tam też marokańskie czarne mydło (więc już nie muszę się martwić, gdzie kupię następne opakowanie) i nawet olejek z konopi indyjskich (!) - podobno dobry na rozszerzone naczynka:)). 
Po sąsiedzku mam też sklep z kosmetykami indyjskimi, gdzie kupuję wodę różaną, widziałam tam też produkty marki Himalaya, które muszę wypróbować.

Paryżanki zdecydowanie wiedzą co robią, bo taka prosta pielęgnacja - pozbawiona ulepszaczy, silikonów, czy parafiny, jest naprawdę skuteczniejsza (widzę to szczególnie po kondycji włosów, czy poziomie oczyszczenia skóry). No i też jest o wiele tańsza! Już nigdy nie wydam 100 zł na mającą sprawiać cuda odżywkę do włosów, kiedy mogę mieć taką za 7 zł:)
Na tym etapie wszelkie kremy z efektem skalpela, liftingu czy innego cudownego odmłodzenia, po prostu mnie odstraszają, albo w sumie rozśmieszają, bo większość z nich bazuje na powierzchownym napięciu skóry za pomocą gumy xantan..
Oczywiście, oprócz kosmetyków, świetne są też domowe, naturalne metody - jak choćby olejowanie włosów, czy peeling kawowy.


Naturalny makijaż i fryzura

Kolejną rzeczą, którą doceniam u Paryżanek, to powściągliwość w makijażu (czyli słynny francuski le no make up look:)). Oczywiście, zazwyczaj mają na twarzy to co "powinno być", czyli podkład, puder, róż, itd. ale wszystkie te kosmetyki są nałożone oszczędnie i w taki sposób, że po prostu makijaż nie jest widoczny. Ważna jest kolejność i technika nakładania poszczególnych warstw (ale absolutnie nie ma ich tylu, jak w modnym ostatnio konturowaniu!). Tu pisałam więcej (a nawet całkiem sporo) o takim niewidocznym makijażu.

Efektem jest gładka, promienna, rozświetlona cera i wyrazistsze spojrzenie, a najczęstszym komplementem, jaki otrzymamy, będzie "jak ładnie wyglądasz!", a nie "jaki masz ładny makijaż!". Oczywiście, nie zawsze mamy ochotę wyglądać neutralnie - wtedy malujemy usta na czerwono, albo robimy sobie piękną kreskę na oku:)
Paryżanki mają też nonszalanckie podejście do fryzury i pomalowanych paznokci (które często są właśnie nie pomalowane). Jeśli chodzi o fryzurę, to najważniejsze są zdrowe, błyszczące, dobrze obcięte włosy o naturalnym kolorze (a swoją drogą - królestwo za dobrego fryzjera!)


Paryski szyk - najlepszy sposób ubierania się

Jednak pod hasłem "paryski szyk" rozumiemy przede wszystkim sposób ubierania się. 
Dlaczego uważam, że to najlepszy sposób na ogarnięcie garderoby? Bo jest elegancki, stonowany, dodaje klasy, ale nie ma w nim przesadnego konserwatyzmu, czy "spinki". Nie jest ostentacyjny, zawiera pewną dozę nonszalancji i dystansu, dlatego wyglądamy na ubrane, ale nie przebrane i - co bardzo ważne - jest nam wygodnie. Pasuje wszystkim, bez względu na wiek i okoliczności. Nawet na plaży możemy być szykowne w klasycznym, czarnym bikini, albo - jeszcze lepiej - w czarnym stroju jednoczęściowym, kapeluszu z dużym rondem i jakimś pareo w np. biało-czarne kropki, czy paski.

Jak mówi Mirelle Guiliano, autorka książek o francuskim stylu życia, paryski szyk polega na połączeniu czegoś klasycznego, czegoś modnego i czegoś oryginalnego. Każda z nas może położyć akcent na co chce. Ja najbardziej stawiam na klasykę, a najmniej na modę. Nawet  jeśli ubierzemy się od stóp do głów klasycznie i neutralnie, to za pomocą odpowiednich dodatków łatwo możemy nasz strój "podkręcić" - wpisać się w trendy, wyrazić własną osobowość, czy aktualny nastrój.

Musimy jednak pamiętać, że bazowe elementy naszej garderoby powinny być dobrej jakości - dobrze uszyte, z wysokiej klasy materiałów - bawełny, wełny, kaszmiru, jedwabiu, itd. Oczywiście, takie ubrania są drogie i mało kogo na nie stać - ale bez obaw, mam również swoje sposoby na zdobywanie ich za ułamek ceny (podzielę się nimi na blogu:)).

Będę ten temat zgłębiać  również na własnym przykładzie, bo o ile w teorii jestem dobra, o tyle w praktyce już tak dobrze nie jest - notorycznie popełniam grzech zaniechania i ... nieumiarkowania w jedzeniu słodyczy:).  No i po prostu nie mieszczę się w  większość moich szykownych ciuchów, które elegancko wiszą sobie w szafie:) Dobrze, że mają one własnie klasyczne fasony i stonowane kolory, bo inaczej już dawno wyszły by z mody:)

Tu polecam moje przewodniki po przewodnikach po paryskim stylu:)
http://pozamoda.blogspot.com/2015/10/paryski-szyk-przewodnik-po.html
http://pozamoda.blogspot.com/2015/10/jedz-pij-kochaj-siebie-paryski-szyk.html
Następna część w przygotowaniu, chociaż trochę nie nadążam, bo co chwilę pojawia się coś nowego:)


Kolejna dobra zmiana - od poniedziałku

I tu przechodzimy płynnie do problemu diety... Jak wieść niesie, Paryżanki nigdy nie stosują żadnych diet, w ogóle ich nie uznają, jedzą wszystko, na co mają ochotę, a mimo to nie tyją.. Jak to możliwe? Po prostu, w przypadku jedzenia, również stawiają na dobrą jakość produktów, ale małą ich ilość. Czyli - dużo różnych produktów, dużo urozmaiconych smaków, w jak najmniejszych porcjach.

Ja ta też staram się w miarę zdrowo i sensownie odżywiać, sama nawet wymyśliłam i zamieściłam na blogu kilka zdrowych przepisów (na owsiankę, sałatkę z awokado, czy deserowy mus owsiankowy), ale niestety wszelkie efekty psuje mi moje uwielbienie do słodyczy (a może to już uzależnienie?). 
Nie jestem jak Paryżanki, i jak już sięgnę po czekoladę, to zjadam całą zamiast jednego kawałka, tak samo mam z innymi wafelkami, czy ciastkami.. Postanowiłam wreszcie z tym skończyć i stwierdziłam, że na początek spróbuję całkowicie odstawić słodycze na tydzień.

Zaczęłam od ostatniego poniedziałku, teraz jest już piąty dzień i idzie mi całkiem dobrze:). Oprócz słodyczy, odstawiałam tez jasne pieczywo i makarony, a bazuję na warzywach (głownie pieczonych, również w formie zup), kaszy, owocach i wodzie, wspomagam się błonnikiem witalnym. 
Wprowadziłam też trochę więcej aktywności fizycznej, która jednak nie ma nic wspólnego z żadnym treningiem, czy fitnessem:)
No i zobaczymy jakie będą efekty - mam nadzieję, że po tygodniu coś drgnie i będę miała motywację do dalszych starań. Opiszę na blogu moje spostrzeżenia, bo może prawdą jest, że po 40-stce schudnąć się już nie da?