Facebook

piątek, 29 stycznia 2016

Dobra zmiana


Paryski szyk po mojemu

Wokół same dobre zmiany, więc stwierdziłam, że nie będę gorsza i też kilka wprowadzę. 
Pierwsza, najbardziej rzucająca się w oczy, to oczywiście zmiana banera, a kolejna,  to nowy podtytuł bloga. Stary ("Poradnik blogowy") był po pierwsze: za mało "glamour";), po drugie: zbyt ogólnikowy, a po trzecie - nie do końca mi "leżał", bo sama mam dość sceptyczny stosunek do poradników (o czym pisałam tutaj).

Tak więc nowy podtytuł bloga to "Paryski szyk po mojemu". 
Chyba nie za bardzo muszę uzasadniać, dlaczego? Po moich dotychczasowych wpisach (nawet jeśli nie były oznaczone specjalną etykietą), widać, że jestem zagorzałą zwolenniczką paryskiego szyku, i to w dość szerokim pojęciu. Nie chodzi mi tylko o sposób ubierania się, ale i o sposób pielęgnacji, aktywności fizycznej, podejścia do diet(y), no i ogólnie - o francuskie nastawienie do życia.
Oczywiście, nie wszystkie jego aspekty jestem w stanie wprowadzić do mojej, dość prozaicznej egzystencji (raczej nie zamieszkam już w pięknej paryskiej kamienicy, nie mam możliwości codziennego celebrowania lunchu w klimatycznych knajpkach, a moje życie towarzyskie pozostawia wiele do życzenia), jednak sporo na pewno da się zrobić.


Naturalna, apteczna pielęgnacja

Już jakiś czas temu przestawiłam się na pielęgnację kosmetykami naturalnymi, o prostym składzie, bez różnych szkodliwych dodatków. Jestem fanką takich marek, jak Bania Agafii, Planeta Organica, Flos - Lek, Ziaja - i na szczęście mam w pobliżu świetnie zaopatrzoną aptekę, gdzie wszystkie te cuda są dostępne (i jeszcze o wiele więcej). Ostatnio widziałam tam też marokańskie czarne mydło (więc już nie muszę się martwić, gdzie kupię następne opakowanie) i nawet olejek z konopi indyjskich (!) - podobno dobry na rozszerzone naczynka:)). 
Po sąsiedzku mam też sklep z kosmetykami indyjskimi, gdzie kupuję wodę różaną, widziałam tam też produkty marki Himalaya, które muszę wypróbować.

Paryżanki zdecydowanie wiedzą co robią, bo taka prosta pielęgnacja - pozbawiona ulepszaczy, silikonów, czy parafiny, jest naprawdę skuteczniejsza (widzę to szczególnie po kondycji włosów, czy poziomie oczyszczenia skóry). No i też jest o wiele tańsza! Już nigdy nie wydam 100 zł na mającą sprawiać cuda odżywkę do włosów, kiedy mogę mieć taką za 7 zł:)
Na tym etapie wszelkie kremy z efektem skalpela, liftingu czy innego cudownego odmłodzenia, po prostu mnie odstraszają, albo w sumie rozśmieszają, bo większość z nich bazuje na powierzchownym napięciu skóry za pomocą gumy xantan..
Oczywiście, oprócz kosmetyków, świetne są też domowe, naturalne metody - jak choćby olejowanie włosów, czy peeling kawowy.


Naturalny makijaż i fryzura

Kolejną rzeczą, którą doceniam u Paryżanek, to powściągliwość w makijażu (czyli słynny francuski le no make up look:)). Oczywiście, zazwyczaj mają na twarzy to co "powinno być", czyli podkład, puder, róż, itd. ale wszystkie te kosmetyki są nałożone oszczędnie i w taki sposób, że po prostu makijaż nie jest widoczny. Ważna jest kolejność i technika nakładania poszczególnych warstw (ale absolutnie nie ma ich tylu, jak w modnym ostatnio konturowaniu!). Tu pisałam więcej (a nawet całkiem sporo) o takim niewidocznym makijażu.

Efektem jest gładka, promienna, rozświetlona cera i wyrazistsze spojrzenie, a najczęstszym komplementem, jaki otrzymamy, będzie "jak ładnie wyglądasz!", a nie "jaki masz ładny makijaż!". Oczywiście, nie zawsze mamy ochotę wyglądać neutralnie - wtedy malujemy usta na czerwono, albo robimy sobie piękną kreskę na oku:)
Paryżanki mają też nonszalanckie podejście do fryzury i pomalowanych paznokci (które często są właśnie nie pomalowane). Jeśli chodzi o fryzurę, to najważniejsze są zdrowe, błyszczące, dobrze obcięte włosy o naturalnym kolorze (a swoją drogą - królestwo za dobrego fryzjera!)


Paryski szyk - najlepszy sposób ubierania się

Jednak pod hasłem "paryski szyk" rozumiemy przede wszystkim sposób ubierania się. 
Dlaczego uważam, że to najlepszy sposób na ogarnięcie garderoby? Bo jest elegancki, stonowany, dodaje klasy, ale nie ma w nim przesadnego konserwatyzmu, czy "spinki". Nie jest ostentacyjny, zawiera pewną dozę nonszalancji i dystansu, dlatego wyglądamy na ubrane, ale nie przebrane i - co bardzo ważne - jest nam wygodnie. Pasuje wszystkim, bez względu na wiek i okoliczności. Nawet na plaży możemy być szykowne w klasycznym, czarnym bikini, albo - jeszcze lepiej - w czarnym stroju jednoczęściowym, kapeluszu z dużym rondem i jakimś pareo w np. biało-czarne kropki, czy paski.

Jak mówi Mirelle Guiliano, autorka książek o francuskim stylu życia, paryski szyk polega na połączeniu czegoś klasycznego, czegoś modnego i czegoś oryginalnego. Każda z nas może położyć akcent na co chce. Ja najbardziej stawiam na klasykę, a najmniej na modę. Nawet  jeśli ubierzemy się od stóp do głów klasycznie i neutralnie, to za pomocą odpowiednich dodatków łatwo możemy nasz strój "podkręcić" - wpisać się w trendy, wyrazić własną osobowość, czy aktualny nastrój.

Musimy jednak pamiętać, że bazowe elementy naszej garderoby powinny być dobrej jakości - dobrze uszyte, z wysokiej klasy materiałów - bawełny, wełny, kaszmiru, jedwabiu, itd. Oczywiście, takie ubrania są drogie i mało kogo na nie stać - ale bez obaw, mam również swoje sposoby na zdobywanie ich za ułamek ceny (podzielę się nimi na blogu:)).

Będę ten temat zgłębiać  również na własnym przykładzie, bo o ile w teorii jestem dobra, o tyle w praktyce już tak dobrze nie jest - notorycznie popełniam grzech zaniechania i ... nieumiarkowania w jedzeniu słodyczy:).  No i po prostu nie mieszczę się w  większość moich szykownych ciuchów, które elegancko wiszą sobie w szafie:) Dobrze, że mają one własnie klasyczne fasony i stonowane kolory, bo inaczej już dawno wyszły by z mody:)

Tu polecam moje przewodniki po przewodnikach po paryskim stylu:)
http://pozamoda.blogspot.com/2015/10/paryski-szyk-przewodnik-po.html
http://pozamoda.blogspot.com/2015/10/jedz-pij-kochaj-siebie-paryski-szyk.html
Następna część w przygotowaniu, chociaż trochę nie nadążam, bo co chwilę pojawia się coś nowego:)


Kolejna dobra zmiana - od poniedziałku

I tu przechodzimy płynnie do problemu diety... Jak wieść niesie, Paryżanki nigdy nie stosują żadnych diet, w ogóle ich nie uznają, jedzą wszystko, na co mają ochotę, a mimo to nie tyją.. Jak to możliwe? Po prostu, w przypadku jedzenia, również stawiają na dobrą jakość produktów, ale małą ich ilość. Czyli - dużo różnych produktów, dużo urozmaiconych smaków, w jak najmniejszych porcjach.

Ja ta też staram się w miarę zdrowo i sensownie odżywiać, sama nawet wymyśliłam i zamieściłam na blogu kilka zdrowych przepisów (na owsiankę, sałatkę z awokado, czy deserowy mus owsiankowy), ale niestety wszelkie efekty psuje mi moje uwielbienie do słodyczy (a może to już uzależnienie?). 
Nie jestem jak Paryżanki, i jak już sięgnę po czekoladę, to zjadam całą zamiast jednego kawałka, tak samo mam z innymi wafelkami, czy ciastkami.. Postanowiłam wreszcie z tym skończyć i stwierdziłam, że na początek spróbuję całkowicie odstawić słodycze na tydzień.

Zaczęłam od ostatniego poniedziałku, teraz jest już piąty dzień i idzie mi całkiem dobrze:). Oprócz słodyczy, odstawiałam tez jasne pieczywo i makarony, a bazuję na warzywach (głownie pieczonych, również w formie zup), kaszy, owocach i wodzie, wspomagam się błonnikiem witalnym. 
Wprowadziłam też trochę więcej aktywności fizycznej, która jednak nie ma nic wspólnego z żadnym treningiem, czy fitnessem:)
No i zobaczymy jakie będą efekty - mam nadzieję, że po tygodniu coś drgnie i będę miała motywację do dalszych starań. Opiszę na blogu moje spostrzeżenia, bo może prawdą jest, że po 40-stce schudnąć się już nie da?


piątek, 4 grudnia 2015

Kolejne olśnienia: tanie i dobre kosmetyki w cenie do 11 zł!

Dzisiaj zapraszam na kolejną część serii o tanich i dobrych kosmetykach - takich moich małych olśnieniach kosmetycznych, które odkryłam ostatnio, i mam nadzieję - będę odkrywać nadal.

Na początek - woda różana.
Już od jakiegoś czasu chciałam wypróbować, ale nie miałam okazji jej kupić bezpośrednio, a zamawianie przez internet nie bardzo się opłacało. Na szczęście jednak, niedaleko mnie "otworzył się"  sklep z kosmetykami indyjskimi i chyba nie muszę mówić, że po wejściu tam, czuję się jak w raju:)  Można przebierać w naturalnych olejkach do ciała, do włosów, maskach , balsamach.. I wszystko to w umiarkowanych cenach - za buteleczkę wody różanej (100 ml) zapłaciłam 5 zł. Tam kupiłam również kajal do oczu (o którym później), no i oczywiście namierzyłam o wiele więcej kosmetyków, które będę chciała przetestować, a następnie podzielię się z Wami opiniami:)

Woda różana jest naturalnym kosmetykiem (produktem ubocznym wytwarzania bardzo drogiego olejku różanego), pierwotnie i tradycyjnie stosowanym przez kobiety krajów arabskich, obecnie jest używana w zasadzie na całym świecie, oczywiście również w Indiach.

Woda, którą kupiłam ma też dodatek olejku różanego - bardzo ładnie pachnie i zapach ten dość długo się utrzymuje na skórze. Przyjemnie odświeża skórę, łagodzi ją, można nią przemywać również okolice oczu, robić okłady. Używam jej zwłaszcza po oczyszczeniu twarzy czarnym mydłem (pisałam o nim tutaj), tworzącym na skórze specyficzny film, którego nie chcę naruszać drogeryjnymi tonikami.

Wodę różaną można też dodawać do rozrabiania innych kosmetyków (np. maseczek z glinki czy błota), dodawać do kąpieli, a w krajach azjatyckich jest wykorzystywana również w kuchni:)


Woda różana, szampon Babydream, Rossmann

piątek, 30 października 2015

Jedz, pij, kochaj (siebie). Paryski szyk - przewodnik po przewodnikach, cz. II

Dzisiaj zapraszam Was na kolejną część mojego przewodnika po przewodnikach nt. paryskiego stylu:) 
W tej części będzie przede wszystkim gastronomicznie - dowiecie się jak jedząc, pijąc i nie odmawiając sobie niczego, uzyskać i utrzymać szczupłą, charakterystyczną dla szykownych paryżanek, sylwetkę:)
Na deser będzie też coś dla ducha.


„Francuzki nie tyją. Sekret jedzenia dla przyjemności.”,  
autorka: Mireille Guiliano.



Początkowo książki tej miało nie być w moim zestawieniu, bo zaginęła mi gdzieś w ferworze ostatnich przeprowadzek i trochę też o niej zapomniałam. Na szczęście odnalazłam ją robiąc niedawno porządki w piwnicy i z przyjemnością zaczytałam się w niej ponownie.

Książka została wydana w 2005 roku i to było tak naprawdę pierwsze opracowanie nt. francuskiego stylu życia, po które świadomie sięgnęłam. Jak widać, temat ten frapował mnie już 10 lat temuJ
Jest to książka inna od poprzednio przeze mnie omawianych – przede wszystkim dlatego, że ma treść, nie bazuje na hasłowo-obrazkowej formie, tylko jest porządnie, wyczerpująco, ze swadą i dużym poczuciem humoru napisana. Naprawdę, z wielką przyjemnością się ją czyta .

No i dotyczy też przyjemności – przyjemności życiowych. Autorka zdradza nam jak w lekki, łatwy i przyjemny sposób Francuzki dbają o utrzymanie szczupłej sylwetki.. Brzmi to  jak zaprzeczenie - niewiarygodnie i abstrakcyjnie, ale czytając książkę, przekonacie się, że podstawą jest tu sensowne myślenie, dokonywanie właściwych wyborów, zdrowy egoizm i przeświadczenie, że zasługujemy na to, co najlepsze.

A umieszczam ją w moim cyklu, dlatego że  odpowiednio dobrane ubrania i właściwa pielęgnacja to jedno, ale bez dobrej sylwetki i poczucia zadowolenia z samej siebie, nie uzyskamy efektu szykownej, pewnej siebie „paryżanki” - z błyskiem w oku i wewnętrznym blaskiem:)

Jedz, pij, chudnij..

poniedziałek, 19 października 2015

Jak pozbyć się zaskórników - rewelacyjny kosmetyk!

Dzisiaj mam dla Was prawdziwą petardę - rewelacyjny (i rewolucyjny) kosmetyk, który zlikwidował problem, z jakim borykałam się właściwie przez całe dorosłe życie.
Chodzi o zaskórniki - nie jest to temat specjalnie elegancki i glamour, ale istnieje jak najbardziej realnie, walczy z nimi prawie każda z nas i jest to walka bardzo nierówna, ponieważ pozbyć się zaskórników jest baaardzo trudno.. Właściwie, na pewnym etapie stwierdziłam już, że po prostu nie da się ich trwale usunąć i że niestety trzeba się będzie do nich przyzwyczaić..
Tak więc, kiedy znalazłam rozwiązanie, swój kosmetyczny skarb, to nie będę jak ten Gollum, tylko się nim z Wami podzielę:).

Zacznijmy od tego, że mam cerę mieszaną, z dużą tendencją do przetłuszczania się, która z biegiem lat niestety nie zmieniła właściwości.. Ma ona swoje zalety, bo wolniej się starzeje, ale jest bardzo upierdliwa w pielęgnacji. Trzeba uważać na kosmetyki, których się używa, żeby jej dodatkowo nie przetłuścić, a jednocześnie różne matujące specyfiki, przeznaczone do pielęgnacji właśnie tego typu skóry, często ją przesuszają. Nawet jeśli udało mi się znaleźć jakiś kosmetyk, który był w sam raz i generalnie skóra wyglądała ok, to pozostawał jeszcze problem zaskórników, które pojawiały się zawsze, czegokolwiek bym nie użyła.


(PRAWIE) POLEGŁAM W WALCE..


Oczywiście, wypróbowałam chyba wszystkich sposobów na ich usunięcie - przeróżne peelingi, czyszczenie twarzy szczoteczką, maseczki oczyszczające, różne żele ściągające, sera (liczba mnoga od serum;)), tradycyjne, manualne oczyszczanie (poprzedzone parówką) również, i nawet jeśli efekt był - to chwilowy, za dzień, dwa już miałam znienawidzone czarne kropki z powrotem.
Nie mówiąc o tym,  ile kasy wydawałam swego czasu na te różne sera i specyfiki z niższych i wyższych półek - byłam przekonana, że co jak co, ale one to już na pewno powinny zadziałać.. Owszem, może i działały, ale powierzchownie, na zasadzie ściągnięcia skóry i zamaskowania problemu. Czasem skóra z nosa schodziła, a zaskórniki zostawały:)


Na szczęście, niedawno siostra przywiozła mi z wakacji w Maroku CZARNE MYDŁO (savon noir), które okazało się prawdziwym objawieniem i zbawieniem dla mojej cery.

Na początku nie miałam zupełnie pojęcia co to za specyfik, ale szybko poczytałam sobie w necie, zaczęłam i używać - no i rewelacja!:)


CZARNE MYDŁO Z MAROKA - co to jest?

Okazało się, że marokańskie czarne mydło to tradycyjny, całkowicie naturalny specyfik zrobiony ze zmiażdżonych, zmacerowanych czarnych oliwek, z dodatkiem oliwy z oliwek. Z wyglądu przypomina smar samochodowy, zapach też ma dość specyficzny, ale mnie on w niczym nie przeszkadza - pachnie po prostu tym, z czego jest zrobione i to jest super.


czwartek, 15 października 2015

Dwa proste koktajle na wzmocnienie odporności

Zimno, coraz zimniej, więc spieszę z postem o dwóch prostych koktajlach świetnie podnoszących odporność.
Jako matka 7-latki doskonale wiem, jak uciążliwe są wiecznie nawracające infekcje. Zazwyczaj najpierw łapie je dziecko w szkole, a potem oczywiście po kolei choruje cały dom. Po wyleczeniu jednej infekcji (nie daj Boże antybiotykami – bo infekcja wirusowa najczęściej przechodzi w bakteryjną) dziecko jest osłabione, za chwilę łapie kolejną, pojawiają się zaległości w szkole, niemożność normalnej pracy, a w skrajnych przypadkach poczucie beznadziei i wyobcowania z normalnego życia..

Żeby tego uniknąć, postanowiłam w tym roku wspomagać się naturalnymi metodami podnoszącymi  odporność i ogólną kondycję organizmu – a nuż zadziałają? Na pewno jednak nie zaszkodząJ
Oczywiście musiały to być metody proste w przygotowaniu, z łatwo dostępnych składników i w miarę smaczne, tak żebym mogła je podawać również Idze (żadna cebula i czosnek niestety nie wchodzą w grę).

Postawiłam więc na zdrowe, łatwe w przygotowaniu  koktajle.



Koktajl z natki pietruszki i kiwi

Do przygotowania  pierwszego z nich potrzebować będziemy pęczka natki pietruszki, jednego kiwi i pół banana (oczywiście może być więcej, jeżeli napój ma być słodszy).

Natka pietruszki jest bardzo cenną zieleniną, bo posiada cztery razy więcej witaminy C niż owoce cytrusowe, a witamina ta odpowiada przecież za nasze dobre samopoczucie, odporność i broni nas przed łapaniem infekcji.
Natka pietruszki jest również bogatym źródłem żelaza, którego niedobór czyni spustoszenie w naszym organizmie. Regularnie jedzona pomoże w walce z anemią.
Oprócz tego, w pietruszce znajdziemy też magnez,  potas, wapń, prowitaminę A (m.in. wzmacnia wzrok), PP (wzmacnia układ nerwowy i funkcjonowanie tarczycy), K i witaminy z grupy B.
Natka pietruszki należy również do ziół oczyszczających nerki i drogi moczowe, usuwa nadmiar wody z organizmu.

And the last, but not least - zawiera chlorofil, który nazywany jest płynną energią słoneczną (regularne picie drinków chlorofilowych może nadać naszej skórze lekko oliwkowy odcień). Chlorofil oczyszcza organizm, zawiera też przeciwutleniacze, które razem z witaminą C powyłapują wolne rodniki i sprawią ze będziemy dłużej młode, poprawi się jędrność naszej skóry, cera nabierze świeżości i blasku. Tak więc koktajl pietruszkowy to specyfik nie tylko zdrowotny, ale i mega upiększającyJ

Kolejny składnik koktajlu to kiwi - prawdziwa bomba witaminowa, zwiera również mnóstwo witaminy C, bogactwo potasu, i całą listę innych witamin, wpływa oczyszczająco na organizm, łagodząco na kaszel. Im więcej spożywanych owoców kiwi, tym mniej problemów z układem oddechowym.

Tak więc koktajl z natki pietruszki i kiwi to czyste zdrowie w płynie. Banan też ma oczywiście swoje dobre strony, ale tu pełni raczej rolę poprawiacza smaku. Zamiast niego można dodać jakiś inny słodki owoc (np. dojrzałą brzoskwinię, figę, czy suszone daktyle).
Taki koktajl jest całkiem niezły w smaku, pije go nawet moje dziecko, ale dla niej oficjalna wersja głosi, że to koktajl z kiwi i bananaJ Świadomości pietruszki raczej by nie przełknęła;)

Koktajl przygotowuję w zamykanym blenderze (chyba nie mogłabym już bez niego żyćJ). Miksuje on bardzo dokładnie, nie zostawia żadnych grudek i glutów - koktajl ma potem aksamitną konsystencję i pije się go z przyjemnością. No i co też bardzo ważne – podczas przygotowań nie zachlapujemy kuchni na zielonoJ

A przygotowanie naszego zielonego napoju wygląda tak:
Na początek odcinamy zgrubiałe końcówki natki, potem myjemy ją dokładnie, otrząsamy z wody i „upychamy” w blenderze – jeżeli nie zmieści się na raz, to oczywiście miksujemy partiami, dokładając kolejne gałązki do zmiksowanej masy.  Jeśli mamy jakiś duży pęczek i nie zużyjemy całego, to resztę pietruszki (najlepiej jeszcze wilgotnej) wkładamy do zamykanego pojemnika i w ten sposób przechowujemy w lodówce nawet do 2 dni.


niedziela, 11 października 2015

Paryski szyk - przewodnik po przewodnikach, cz. I

We wcześniejszym wpisie o "Magii sprzątania" pisałam o tym , że nie cierpię poradników.. To się zaczyna pomału zmieniać, muszę się jednak przyznać, że od zawsze uwielbiałam czytać wszelkiej maści poradniki, podręczniki tudzież przewodniki po paryskim stylu.
Fascynuje mnie zarówno ten osłabiony paryski "chic", jaki i ogólnie rzecz biorąc francuski styl życia. Ostatnio na naszym rynku pojawiło się dosyć sporo takich podręczników, a ja kolekcjonuję i czytam je z przyjemnością (to taka moja mała "wewnętrzna emigracja"). Mam więc ogólne rozeznanie "w temacie" i pomyślałam sobie, że napiszę dla Was coś na kształt przewodnika po tych przewodnikach, tak żebyście wiedziały, czego możecie się po nich spodziewać. 


Nie będą to jakieś szczegółowe recenzje poszczególnych pozycji, raczej ogólne ich omówienie, przybliżenie formy, treści, tego na co konkretny poradnik kładzie nacisk (ogólne określenie czym jest "paryski szyk", czy bardziej budowanie własnego stylu w tych ramach, pielęgnacja urody, czy celebrowanie życia po francusku, itd.) oraz tego co mnie najbardziej ujęło w danej pozycji i na ile jest ona przydatna w tworzeniu własnego paryskiego "state of mind"

Początkowo chciałam to wszystko umieścić w jednym wpisie, ale niestety moja grafomania sprawia, że byłby to bardzo dłuuugi wpis, więc lepiej będzie, jeśli podzielę go na trzy części. Dziś część pierwsza:)




Na pierwszy ogień idzie:


„Paryski szyk. Podręcznik stylu Ines de la Fressange”.


Jak wskazuje tytuł, autorką jest Ines de la Fressange właśnie  - pochodząca z arystokratycznej rodziny, niekwestionowana ikona paryskiego stylu (chociaż urodzona w Saint Tropez).
W latach 80-tych była jedną z najbardziej rozpoznawalnych modelek świata, jako pierwsza podpisała ekskluzywny kontrakt z marką Chanel i wkrótce stała się ambasadorką tego domu mody. Pod koniec lat 80-tych stała się również symbolem Francji, ponieważ „użyczyła” swojej twarzy Mariannie, symbolowi Republiki. To jednak nie spodobało się Karlowi Lagerfeldowi, który stwierdził, że „nie będzie ubierał pomników”  i ich drogi się rozeszły. Obecnie Ines jest przedstawicielką innej słynnej francuskiej marki - Roger Vivier, rozwija również swój własny biznes.

Książka jest bardzo ładnie wydana,  na świetnym gatunkowo papierze, jest też pięknie zilustrowana – zdjęciami fantastycznych stylizacji  i dowcipnymi rysunkami autorstwa samej Ines.
Podręcznik ten pojawił się jako jeden z pierwszych na naszym rynku, zanim to całe szaleństwo na punkcie paryskiego szyku rozpętało się na dobre (głównie za sprawą „Lekcji Madame Chic”, o których później) i pewnie również  dlatego wywarł na mnie spore wrażenie.

sobota, 3 października 2015

Twoje dziecko pokocha owsiankę!

O zaletach owsianki pisałam już we wcześniejszym poście, sama oczywiście korzystam z jej dobrodziejstw, dlatego ubolewałam bardzo, że moje dziecko nienawidzi owsianki.. Popróbowała parę razy, ale skończyło się to jednym wielkim "bleee..." Później, na wspomnienie o owsiance, miała prawie łzy w oczach, więc właściwie odpuściłam temat.. 
Nie dawało mi to jednak spokoju, bo wiadomo, dla swoich dzieci chcemy jak najlepiej, zwłaszcza w kwestii żywienia, a przecież zdrowej owsianki nie da się raczej niczym zastąpić..

W końcu jednak powiedziałam "basta"! Pomyślałam trochę, pokombinowałam i opracowałam deserową wersję owsianki, którą Iga zjada, aż jej się uszy trzęsą i nawet domaga się dokładki:)
Deserowa wersja jest oczywiście na słodko, ale nie ma w niej grama cukru, są za to owoce, miód i inne zdrowe produkty. 
Dzisiaj dzielę się z Wami moimi tajnymi (do tej pory) przepisami:)


Do przygotowania zdrowej i pysznej owsianki (a właściwie musu, czy też budyniu owsiankowego) potrzebne będą:
- cztery łyżki płatków owsianych
- średniej wielkości brzoskwinia (albo inny owoc - nektarynka, gruszka, jabłko..)
- pół banana
- pół cytryny
- garść migdałów
- łyżeczka siemienia lnianego
- trochę miodu


Sposób przygotowania:
- płatki owsiane zalewamy przegotowaną wodą i zostawiamy na ok. 15 min żeby rozmiękły (albo nawet na całą noc, żeby rano mieć od razu gotowe)

- do rozmoczonych płatków dodajemy trochę soku z cytryny, mieszamy